Kochał to co robił. Nigdy nie marzył o niczym innym i
nic innego się dla niego nie liczyło. Jednak cały czas nawiedzała go
myśl, że kiedyś to straci i nie będzie wiedział co ze sobą zrobić. Nie
miał już rodziny i nie udzielał się towarzysko między kobietami. Nie
potrzebował partnerki. Wolał skupić się na karierze, o którą tyle się
starał. Kobieta tylko zakłóciłaby jego umysł i kto wie, co by z tego
wynikło. Na szczęście jego przyjaciel go wspierał, a do tego grał w tym
samym klubie, więc doskonale rozumiał jego szacunek do piłki, nie ważne
jak wielki by on był. Jednak, mimo zrozumienia, jego przyjaciel nie
zaprzestawał poszukiwań odpowiedniej partnerki dla niego. Próbował
namawiać go do spotkań jednak ten stanowczo i kategorycznie odmawiał.
Trzymał się swojego planu: umrzeć w towarzystwie przyjaciół, a nie
jakiejś baby. Nie bał się śmierci. Tłumaczył ją sobie jako nieuniknione
zjawisko, które spotyka każdego, niezależnie od sytuacji. Chyba, że
jakiś szalony naukowiec wymyśli eliksir nieśmiertelności, ale w tym
musiałyby mu chyba pomóc czarownice, wróżki i cała reszta tych stworów, w
które oczywiście nie wierzył. W ogóle nie wierzył w nic, na co nie było
niezbitych dowodów. Nie miał też zbyt wielu marzeń – w końcu jego
największe się spełniło – a jeśli już, to marzył wyłącznie o rzeczach
realnych. Oczywiście nie był jakimś nieczułym chamem, który mówił
dzieciom, że ich dinozaury, jednorożce i święty Mikołaj nie istnieją.
Wiedział, że dzieciom trzeba dawać nadzieję na spotkanie któregoś z ich
wymyślonych stworów, bo inaczej nie miałyby dzieciństwa.
Usłyszał za sobą kroki. Odwrócił się i ujrzał chłopca idącego w jego kierunku. Miał może dziesięć lat.
- Da mi pan autograf? – zapytał.
- Jasne. – Uśmiechnięty mężczyzna złożył podpis na kartce, którą podał mu chłopiec.
Zwykły podpisany kawałek, a potrafi sprawić tyle radości. Ludzie uganiają się za nim, by dostać taki właśnie podpis, kub by go dotknąć. Kobiety piszczały na jego widok, a mężczyźni spoglądali nań z podziwem. Dlaczego? Ponieważ był sławny, a gdy kopał piłkę na boisku, nagrywały go kamery. Gdyby nie to, żadna kobieta pewnie nie spojrzałaby na niego tak, jak jego fanki. Sława to okrutna rzecz. Potrafi zniszczyć wszystko, co liczy się dla człowieka. Każdy brukowiec może oczernić i zrównać z ziemią. To, jaką opinię mają o nim ludzie, to tylko sprawka mediów. Chociaż on nie specjalnie się nimi przejmował. Kiedy fotoreporterzy za nim chodzili, nie ukrywał się, ani nie pozował. Szedł jak normalny człowiek i nikim się nie przejmował. Wiedział, że media przestaną się nim interesować dopiero gdy zakończy swoją karierę. Starymi gwiazdami nikt się nie zajmuje. Znów zaczyna się o nich mówić dopiero gdy umrą, ale wtedy będzie mu już wszystko jedno.
Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnął telefon i odczytał treść: ‘Wychodzimy gdzieś dzisiaj?’. To był Alonso. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i odpisał: ‘No pewnie. Bądź u mnie o ósmej’, po czym wstał z ławki i ruszył w stronę swojego domu. Myślał o nadawcy SMS’a. Co by bez niego zrobił? Xabi był jego oparciem w trudnych chwilach. Można nawet powiedzieć, że był czymś w rodzaju chodzącego pamiętnika, któremu można powiedzieć wszystko. Wiedział, że Hiszpan go nie wyśmieje i nie będzie z niego kpił. Jeśli gdzieś chodzili, to prawie zawsze razem. W drużynie nie pozwalali podkładać sobie świń i bronili się wzajemnie. Byli jak bracia. Czasami się kłócili, ale zawsze szybko się godzili. Nie potrafili bez siebie żyć.
Taki właśnie był przyjaciel Alonso. Niezależny, samowystarczalny, nie wierzący w nic, czego nie było widać i słychać, lubiący samotność, ale kochający nad życie swojego przyjaciela. Dziwny typ. Jednak wbrew pozorom, był najlepszym kandydatem na przyjaciela, chłopaka, piłkarza, męża, aż reszcie na ojca…
Usłyszał za sobą kroki. Odwrócił się i ujrzał chłopca idącego w jego kierunku. Miał może dziesięć lat.
- Da mi pan autograf? – zapytał.
- Jasne. – Uśmiechnięty mężczyzna złożył podpis na kartce, którą podał mu chłopiec.
Zwykły podpisany kawałek, a potrafi sprawić tyle radości. Ludzie uganiają się za nim, by dostać taki właśnie podpis, kub by go dotknąć. Kobiety piszczały na jego widok, a mężczyźni spoglądali nań z podziwem. Dlaczego? Ponieważ był sławny, a gdy kopał piłkę na boisku, nagrywały go kamery. Gdyby nie to, żadna kobieta pewnie nie spojrzałaby na niego tak, jak jego fanki. Sława to okrutna rzecz. Potrafi zniszczyć wszystko, co liczy się dla człowieka. Każdy brukowiec może oczernić i zrównać z ziemią. To, jaką opinię mają o nim ludzie, to tylko sprawka mediów. Chociaż on nie specjalnie się nimi przejmował. Kiedy fotoreporterzy za nim chodzili, nie ukrywał się, ani nie pozował. Szedł jak normalny człowiek i nikim się nie przejmował. Wiedział, że media przestaną się nim interesować dopiero gdy zakończy swoją karierę. Starymi gwiazdami nikt się nie zajmuje. Znów zaczyna się o nich mówić dopiero gdy umrą, ale wtedy będzie mu już wszystko jedno.
Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnął telefon i odczytał treść: ‘Wychodzimy gdzieś dzisiaj?’. To był Alonso. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i odpisał: ‘No pewnie. Bądź u mnie o ósmej’, po czym wstał z ławki i ruszył w stronę swojego domu. Myślał o nadawcy SMS’a. Co by bez niego zrobił? Xabi był jego oparciem w trudnych chwilach. Można nawet powiedzieć, że był czymś w rodzaju chodzącego pamiętnika, któremu można powiedzieć wszystko. Wiedział, że Hiszpan go nie wyśmieje i nie będzie z niego kpił. Jeśli gdzieś chodzili, to prawie zawsze razem. W drużynie nie pozwalali podkładać sobie świń i bronili się wzajemnie. Byli jak bracia. Czasami się kłócili, ale zawsze szybko się godzili. Nie potrafili bez siebie żyć.
Taki właśnie był przyjaciel Alonso. Niezależny, samowystarczalny, nie wierzący w nic, czego nie było widać i słychać, lubiący samotność, ale kochający nad życie swojego przyjaciela. Dziwny typ. Jednak wbrew pozorom, był najlepszym kandydatem na przyjaciela, chłopaka, piłkarza, męża, aż reszcie na ojca…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz