Noc była wyjątkowo ciepła. Księżyc był w pełni, a jego
blask oślepiał chłopaka. Wciąż nie mógł zasnąć, zastanawiając się nad
tym, co wydarzyło się tej nocy. Ciągle nie mógł uwierzyć, że on, jeszcze
niedawno mówiący o tym, iż nie chce mieć partnerki, dzisiaj zrobił coś,
o czym nawet nie myślał, dzwoniąc rano do brunetki, by się z nią
umówić. To było spowodowane wyłącznie emocjami, które rozpierały ich
obojga od środka. Emocjami, które były na tyle silne, by zaprowadzić do
łóżka dwoje ludzi, którzy doskonale wiedzieli, że w pokoju obok jest
sześcioletnie dziecko o płytkim śnie.
Angel potarł skronie i delikatnie wstał z łóżka. Podniósł swoje spodnie z ziemi i zaczął je na siebie wkładać. W tym samym momencie, Julia poruszyła się lekko, po czym otworzyła oczy i ujrzała przed sobą chłopaka.
- Co ty robisz? – zapytała. – Zostawiasz mnie, uciekasz?
- Nie – odparł i zamilkł na chwilę. – Nie powinniśmy tego robić, wiesz o tym. – To było bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Żałujesz?
Westchnął i usiadł na skraju łóżka.
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu wydaje mi się, że to ty będziesz tego później żałować. Dużo się dzieje w twoim życiu.
- O czym ty w ogóle mówisz? Jak ja mogłabym tego żałować? Dzisiaj po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się naprawdę szczęśliwa. Czułam się zupełnie inaczej niż z Kaką. Tamto było tylko przelotnymi historyjkami, o których zapomina się wraz z nastającym kilka chwil później snem. A to zapamiętam na dłużej, bo było niesamowicie. Więc proszę cię, nie zostawiaj mnie teraz, jeśli ci choć trochę zależy.
Angel popatrzył na nią uważnie. Widać było, że się waha. W końcu westchnął głęboko.
- Wiesz, że mi zależy – odezwał się. – Zostanę ile tylko będziesz chciała, ale proszę, nie mów mi potem, że ta noc była błędem. Możesz mi to obiecać?
Julia pokiwała głową na znak przysięgi i przytuliła się do Argentyńczyka. Ten w rewanżu odwrócił ku niej głowę, po czym złożył na jej ustach namiętny i pełen emocji pocałunek. Najszczerszy pocałunek, jaki brunetka kiedykolwiek otrzymała. *** - Co to ma znaczyć, że miałeś upojną noc? – Xabi był zdziwiony i lekki zdenerwowany.
- Cześć, też miło mi cię widzieć, mój drogi przyjacielu – ironizował Angel. – Co cię tak dziwi?
- Jak to co? Głupio pytasz! Z kim byłeś?
- Z Julią.
Xabi otworzył szerzej oczy i przysiadł na krześle z wrażenia.
- Daj mi piwo – powiedział, na co di Maria zaczął się śmiać, ale spełnił prośbę i podał koledze butelkę z lodówki. – Nie śmiej się – skarcił go Hiszpan. – Sam fakt, że się z kimś spotkałeś jest zaskoczeniem, a co dopiero jeśli tą szczęściarą jest laska z recepcji!
- Daj spokój. Przecież wiedziałeś, że przez to twoje ciągłe gadanie w końcu się przełamię.
- W sumie masz rację. Macie nazwać dziecko moim imieniem – zawołał uradowany Alonso. Angel uderzył go lekko przez głowę, by trochę się uspokoił. Co ten chłopak sobie wyobrażał? Po zaledwie jednym poważnym spotkaniu on zaczyna mówić o dzieciach. – Przestań mnie bić! Ja po prostu chcę sobie zapewnić, że ktoś będzie miał po mnie imię. Wyobrażasz sobie? Xabi di Maria… – Hiszpan zrobił minę marzyciela.
- Farmazony pieprzysz – odparł, ale w głębi ducha rozbawiła go ta wizja.
- Wcale nie – oburzył się. – Ale jak sobie teraz o tym pomyślę, to Julia może zakończyć nasze wspólne wyjścia do klubów. Wyciągałem cię, żebyś sobie kogoś znalazł, a teraz to już nie będzie sensu. Od dzisiaj będziesz spacerował po sklepach, nosząc wielkie torby z zakupami swojej damy – Xabi zaczął się głośno śmiać, a po chwili leżał już na podłodze, tarzając się ze śmiechu niczym dziecko, słyszące zabawny dowcip.
Argentyńczyk natomiast wywrócił teatralnie oczami i pomógł wstać przyjacielowi.
- Opamiętaj się, debilu – mruknął. – Idziemy na trening.
Alonso nagle spoważniał.
- Ale wiesz, że tam będzie Kaka? – zapytał.
- No i co z tego? Przecież nie mogę się ukrywać, nic złego nie zrobiłem.
- Fakt. Ale nie wdawaj się z nim w dłuższe rozmowy, bo to się może źle skończyć.
Teraz to Angel się roześmiał.
- Spokojnie, mamo, będę grzeczny. – Puścił do niego oko, na co Hiszpan zrobił obrażoną minę i poszedł do samochodu. Di Maria ruszył za nim.
Kiedy dotarli na Santiago Bernabeu, oboje trochę się martwili, leż żaden nie dał tego po sobie poznać. Pewnym krokiem weszli do budynku. Alonso poszedł przodem, wziął pocztę i ruszył do szatni.
- Cześć – przywitał się Angel, na co Julia uśmiechnęła się szelmowsko, przyciągnęła do siebie chłopaka, po czym zaczęła go całować. Ich języki tańczyły balet miłosny. Nie przejmowali się ludźmi stojącymi obok. Jednak w pewnym momencie przerwał im znajomy głos.
- Widzę, że już sobie znalazłaś nowego przyjaciela. Zadziwiająco szybko się uporałaś. – To był Kaka.
- Odwal się – mruknęła.
- Nie pozwalaj sobie. I nie zapominaj kto załatwił ci tę robotę. – Julia prychnęła głośno, lecz Brazylijczyk nie miał zamiaru przestawać. – Prosisz mnie o coś, spełniam twoją prośbę niemal natychmiast, ale kiedy ja cię o coś proszę, bo mam kłopoty i to z twojej winy, masz to w dupie.
- Hej, uspokój się – wtrącił się Angel stanowczym głosem. – Zachowałeś się jak dupek, więc to tylko i wyłącznie twoja wina. Nie zasługiwałeś ani na Julię, ani na Soneę.
Kaka, słysząc to, poczerwieniał ze złości, podszedł do Angela i pchnął go wprost na wielki filar stojący tuż za Argentyńczykiem. W tym samym momencie do budynku wszedł Marcelo, a widząc całą tę sytuację, podbieg do Kaki, ponieważ brunetka i Bonnie już udzielały pomocy poszkodowanemu.
- Oszalałeś? – zawołał Marcelo, łapiąc kolegę z drużyny za ramię.
- Puszczaj – warknął tylko i poszedł do szatni. Najchętniej opuściłby to miejsce, ale nie mógł. Musiał męczyć się ze świadomością, że będzie codziennie widywał te dwie osoby. to była straszna myśl, ale trzeba było przyznać, że rzeczywiście zachował się nieodpowiednio. Zresztą, ta afera przed momentem też wcale nie rzuca na niego pozytywnego światła. Nie chciał się pokłócić z Julią, ale kiedy wszedł i zobaczył ich złączonych w namiętnym pocałunku, coś w nim eksplodowało. Zazdrość. Czysta zazdrość, że to nie on jest na miejscu Angela, a przecież tak bardzo chciałby tam być. Cała ta sytuacja roznosiła go od środka. W ciągu ostatniego miesiąca, w jego życiu działo się niewyobrażalnie dużo i nie koniecznie były to dobre chwile.
Jego rozmyślania przerwał szorstki głos trenera.
- O co wam dzisiaj poszło? – W jego głosie i oczach można było wyczuć gniew.
- O nic, trenerze… – Nie chciał mu o tym mówić, to była jego osobista sprawa i nikt niepożądany nie powinien się do niej wtrącać.
- Jak to o nic, do cholery? – krzyknął mężczyzna. – Szarpiecie się przy recepcji, więc chyba mam prawo wiedzieć. Zdajesz sobie w ogóle sprawę, ile osób to widziało? Ile ważnych osób?
- Przykro mi, trenerze. Postaram się, aby już więcej się to nie powtórzyło. – Kaka doskonale potrafił udawać skruchę.
- Mam nadzieję – westchnął Jose. – Nie jesteś niezastąpiony, Kaka. Pamiętaj o tym – powiedział i odszedł.
Brazylijczyk stał nieruchomo. Takich słów ze strony selekcjonera kompletnie się nie spodziewał. I w sumie nie do końca wiedział jak je interpretować. Oczywiście chodziło przyjemne sytuacje załatwiać poza stadionem. Ale czy jeśli coś takiego miało by się zdarzyć po raz kolejny, trener będzie chciał go posadzić na ławce, czy raczej całkowicie pozbyć się z klubu? Ta druga opcja wydaje się być wręcz niedorzeczna, jednak po Mourinho nie można się niczego spodziewać. Jest strasznie nieobliczalny i potrafi zaskoczyć. A przynajmniej jeśli pozna się go trochę bliżej.
W każdym razie, ani Angel, ani Julia nie mogą stanąć na drodze jego, wciąż rozwijającej się, kariery. Nikt nie może stanąć na tej drodze. To byłby jego koniec. Jedyne, co by mu wtedy zostało, to wspomnienia, stare zdjęcia, gazety oraz filmiki w internecie. A on chce czegoś więcej. Sukcesów, nagród, pochwał i milionów fanek piszczących na jego widok. Ktoś mógłby powiedzieć, iż już to ma. I rzeczywiście tak jest – Real jest utytułowanym klubem, a on również nie radzi sobie najgorzej. Jednakże jest zbyt ślepy, żeby to zauważyć i docenić. Tak samo, jak był ślepy na własną miłość do Julii. Już raz taka nieuwaga go zgubiła, a złe rzeczy lubią się powtarzać.
Angel potarł skronie i delikatnie wstał z łóżka. Podniósł swoje spodnie z ziemi i zaczął je na siebie wkładać. W tym samym momencie, Julia poruszyła się lekko, po czym otworzyła oczy i ujrzała przed sobą chłopaka.
- Co ty robisz? – zapytała. – Zostawiasz mnie, uciekasz?
- Nie – odparł i zamilkł na chwilę. – Nie powinniśmy tego robić, wiesz o tym. – To było bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Żałujesz?
Westchnął i usiadł na skraju łóżka.
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu wydaje mi się, że to ty będziesz tego później żałować. Dużo się dzieje w twoim życiu.
- O czym ty w ogóle mówisz? Jak ja mogłabym tego żałować? Dzisiaj po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się naprawdę szczęśliwa. Czułam się zupełnie inaczej niż z Kaką. Tamto było tylko przelotnymi historyjkami, o których zapomina się wraz z nastającym kilka chwil później snem. A to zapamiętam na dłużej, bo było niesamowicie. Więc proszę cię, nie zostawiaj mnie teraz, jeśli ci choć trochę zależy.
Angel popatrzył na nią uważnie. Widać było, że się waha. W końcu westchnął głęboko.
- Wiesz, że mi zależy – odezwał się. – Zostanę ile tylko będziesz chciała, ale proszę, nie mów mi potem, że ta noc była błędem. Możesz mi to obiecać?
Julia pokiwała głową na znak przysięgi i przytuliła się do Argentyńczyka. Ten w rewanżu odwrócił ku niej głowę, po czym złożył na jej ustach namiętny i pełen emocji pocałunek. Najszczerszy pocałunek, jaki brunetka kiedykolwiek otrzymała. *** - Co to ma znaczyć, że miałeś upojną noc? – Xabi był zdziwiony i lekki zdenerwowany.
- Cześć, też miło mi cię widzieć, mój drogi przyjacielu – ironizował Angel. – Co cię tak dziwi?
- Jak to co? Głupio pytasz! Z kim byłeś?
- Z Julią.
Xabi otworzył szerzej oczy i przysiadł na krześle z wrażenia.
- Daj mi piwo – powiedział, na co di Maria zaczął się śmiać, ale spełnił prośbę i podał koledze butelkę z lodówki. – Nie śmiej się – skarcił go Hiszpan. – Sam fakt, że się z kimś spotkałeś jest zaskoczeniem, a co dopiero jeśli tą szczęściarą jest laska z recepcji!
- Daj spokój. Przecież wiedziałeś, że przez to twoje ciągłe gadanie w końcu się przełamię.
- W sumie masz rację. Macie nazwać dziecko moim imieniem – zawołał uradowany Alonso. Angel uderzył go lekko przez głowę, by trochę się uspokoił. Co ten chłopak sobie wyobrażał? Po zaledwie jednym poważnym spotkaniu on zaczyna mówić o dzieciach. – Przestań mnie bić! Ja po prostu chcę sobie zapewnić, że ktoś będzie miał po mnie imię. Wyobrażasz sobie? Xabi di Maria… – Hiszpan zrobił minę marzyciela.
- Farmazony pieprzysz – odparł, ale w głębi ducha rozbawiła go ta wizja.
- Wcale nie – oburzył się. – Ale jak sobie teraz o tym pomyślę, to Julia może zakończyć nasze wspólne wyjścia do klubów. Wyciągałem cię, żebyś sobie kogoś znalazł, a teraz to już nie będzie sensu. Od dzisiaj będziesz spacerował po sklepach, nosząc wielkie torby z zakupami swojej damy – Xabi zaczął się głośno śmiać, a po chwili leżał już na podłodze, tarzając się ze śmiechu niczym dziecko, słyszące zabawny dowcip.
Argentyńczyk natomiast wywrócił teatralnie oczami i pomógł wstać przyjacielowi.
- Opamiętaj się, debilu – mruknął. – Idziemy na trening.
Alonso nagle spoważniał.
- Ale wiesz, że tam będzie Kaka? – zapytał.
- No i co z tego? Przecież nie mogę się ukrywać, nic złego nie zrobiłem.
- Fakt. Ale nie wdawaj się z nim w dłuższe rozmowy, bo to się może źle skończyć.
Teraz to Angel się roześmiał.
- Spokojnie, mamo, będę grzeczny. – Puścił do niego oko, na co Hiszpan zrobił obrażoną minę i poszedł do samochodu. Di Maria ruszył za nim.
Kiedy dotarli na Santiago Bernabeu, oboje trochę się martwili, leż żaden nie dał tego po sobie poznać. Pewnym krokiem weszli do budynku. Alonso poszedł przodem, wziął pocztę i ruszył do szatni.
- Cześć – przywitał się Angel, na co Julia uśmiechnęła się szelmowsko, przyciągnęła do siebie chłopaka, po czym zaczęła go całować. Ich języki tańczyły balet miłosny. Nie przejmowali się ludźmi stojącymi obok. Jednak w pewnym momencie przerwał im znajomy głos.
- Widzę, że już sobie znalazłaś nowego przyjaciela. Zadziwiająco szybko się uporałaś. – To był Kaka.
- Odwal się – mruknęła.
- Nie pozwalaj sobie. I nie zapominaj kto załatwił ci tę robotę. – Julia prychnęła głośno, lecz Brazylijczyk nie miał zamiaru przestawać. – Prosisz mnie o coś, spełniam twoją prośbę niemal natychmiast, ale kiedy ja cię o coś proszę, bo mam kłopoty i to z twojej winy, masz to w dupie.
- Hej, uspokój się – wtrącił się Angel stanowczym głosem. – Zachowałeś się jak dupek, więc to tylko i wyłącznie twoja wina. Nie zasługiwałeś ani na Julię, ani na Soneę.
Kaka, słysząc to, poczerwieniał ze złości, podszedł do Angela i pchnął go wprost na wielki filar stojący tuż za Argentyńczykiem. W tym samym momencie do budynku wszedł Marcelo, a widząc całą tę sytuację, podbieg do Kaki, ponieważ brunetka i Bonnie już udzielały pomocy poszkodowanemu.
- Oszalałeś? – zawołał Marcelo, łapiąc kolegę z drużyny za ramię.
- Puszczaj – warknął tylko i poszedł do szatni. Najchętniej opuściłby to miejsce, ale nie mógł. Musiał męczyć się ze świadomością, że będzie codziennie widywał te dwie osoby. to była straszna myśl, ale trzeba było przyznać, że rzeczywiście zachował się nieodpowiednio. Zresztą, ta afera przed momentem też wcale nie rzuca na niego pozytywnego światła. Nie chciał się pokłócić z Julią, ale kiedy wszedł i zobaczył ich złączonych w namiętnym pocałunku, coś w nim eksplodowało. Zazdrość. Czysta zazdrość, że to nie on jest na miejscu Angela, a przecież tak bardzo chciałby tam być. Cała ta sytuacja roznosiła go od środka. W ciągu ostatniego miesiąca, w jego życiu działo się niewyobrażalnie dużo i nie koniecznie były to dobre chwile.
Jego rozmyślania przerwał szorstki głos trenera.
- O co wam dzisiaj poszło? – W jego głosie i oczach można było wyczuć gniew.
- O nic, trenerze… – Nie chciał mu o tym mówić, to była jego osobista sprawa i nikt niepożądany nie powinien się do niej wtrącać.
- Jak to o nic, do cholery? – krzyknął mężczyzna. – Szarpiecie się przy recepcji, więc chyba mam prawo wiedzieć. Zdajesz sobie w ogóle sprawę, ile osób to widziało? Ile ważnych osób?
- Przykro mi, trenerze. Postaram się, aby już więcej się to nie powtórzyło. – Kaka doskonale potrafił udawać skruchę.
- Mam nadzieję – westchnął Jose. – Nie jesteś niezastąpiony, Kaka. Pamiętaj o tym – powiedział i odszedł.
Brazylijczyk stał nieruchomo. Takich słów ze strony selekcjonera kompletnie się nie spodziewał. I w sumie nie do końca wiedział jak je interpretować. Oczywiście chodziło przyjemne sytuacje załatwiać poza stadionem. Ale czy jeśli coś takiego miało by się zdarzyć po raz kolejny, trener będzie chciał go posadzić na ławce, czy raczej całkowicie pozbyć się z klubu? Ta druga opcja wydaje się być wręcz niedorzeczna, jednak po Mourinho nie można się niczego spodziewać. Jest strasznie nieobliczalny i potrafi zaskoczyć. A przynajmniej jeśli pozna się go trochę bliżej.
W każdym razie, ani Angel, ani Julia nie mogą stanąć na drodze jego, wciąż rozwijającej się, kariery. Nikt nie może stanąć na tej drodze. To byłby jego koniec. Jedyne, co by mu wtedy zostało, to wspomnienia, stare zdjęcia, gazety oraz filmiki w internecie. A on chce czegoś więcej. Sukcesów, nagród, pochwał i milionów fanek piszczących na jego widok. Ktoś mógłby powiedzieć, iż już to ma. I rzeczywiście tak jest – Real jest utytułowanym klubem, a on również nie radzi sobie najgorzej. Jednakże jest zbyt ślepy, żeby to zauważyć i docenić. Tak samo, jak był ślepy na własną miłość do Julii. Już raz taka nieuwaga go zgubiła, a złe rzeczy lubią się powtarzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz