sobota, 29 grudnia 2012

Tres

 Madryckie centra handlowe od zawsze szczyciły się dobrą opinią. Żadna z zakupoholiczek nie mogła powiedzieć choćby jednego złego słowa na temat tutejszych sklepów. Julia nie była maniaczką zakupów, jednakże lubiła czasami oglądać kuszące wystawy, a jeśli coś naprawdę jej się spodobało, kupowała to.
 Stała przed lustrem w żółtej sukience, podkreślającej jej ciemną karnację. Sięgała jej do kolan, pozostawiając też odkryte ramiona. Była to zwykła, przewiewna, letnia sukienka – idealna na pogodę, która przez dobre dwa tygodnie sprzyjała Madrytowi. Julia obróciła się jeszcze raz, po czym przebrała się w swoje ciuchy. Odwiesiła na miejsce dwie sukienki, które wcześniej przymierzała, a z tą ostatnią skierowała się do kasy. Razem z ekspedientką wymieniły kilka słów na temat stroju. Po wyjściu ze sklepu ujrzała na innej wystawie buty, wręcz idealnie pasujące do nowej zdobyczy. Już skierowała się do wejścia, gdy zadzwonił jej telefon. Na ekranie wyświetlił się nieznany numer.
- Słucham? – powiedziała niepewnie.
- …
- Tak, przy telefonie.
- …
- Ojej – wyrwało jej się. – Tak szybko?
- …
- Nie, nie. Oczywiście, będę. Dziękuję bardzo, do zobaczenia.
 Brunetka rozłączyła się. Bez wahania wykręciła numer osoby, dzięki której przed chwilą usłyszała w słuchawce to, co usłyszała.
- Kaka? Kaka! Zadzwonili do mnie!
- Kto do ciebie zadzwonił? – Zdziwił się.
- No a jak myślisz? Real! Przyjęli mnie, przyjęli! Ale się cieszę! Dziękuję ci!
- Spokojnie, chica*. – Roześmiał się do słuchawki. – Gratuluję. To co, może kawa?
 Julia otworzyła szerzej oczy.
- Jesteś pewien?
- Oczywiście. Za godzinę w kawiarni na przeciwko starego kina przy centrum – rzucił i rozłączył się.
 Dziewczyna trzymała jeszcze chwilę telefon przy uchu. To wszystko stawało się coraz dziwniejsze. Kaka bardzo ryzykował spotkaniem publicznym. Co prawda, od teraz mogli spotykać się jako znajomi z pracy, bo recepcjonistek i tak nikt ni kojarzy, więc mogli powiedzieć, że pracuje tam już kilka dni, ale to i tak bardzo nietypowe z jego strony. Nie chciała, żeby te nocne wizyty przeistoczyły się w coś poważniejszego.
 Wzruszając lekko ramionami, poszła do sklepu i kupiła buty, które wcześniej przykuły jej uwagę, po czym szybko ruszyła do domu, przebrać się w nowo kupiony strój.
***
 Siedział tępo wpatrzony w stolik. Sam nie wiedział, dlaczego zaproponował to spotkanie. Ostatni raz widział Julię dwa dni temu, kiedy prosiła go o pomoc w znalezieniu pracy. W między czasie nie spotkał się z nikim mimo, że był umówiony. Nie miał ochoty na żadne spotkanie z innymi kobietami niż Julia.
 Chłopie, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś namiętnym kochankiem, ale i zimnym sukinsynem bez emocji – pomyślał.
 Jego przemyślenia przerwał głos brunetki.
- Cześć. – Uśmiechnęła się.
- O, cześć. Ale pięknie wyglądasz. – Wziął do ręki żółtego tulipana i podał go dziewczynie. – Proszę. Gratuluję z okazji zdobycia pracy. Popatrz, nawet kolor kwiatka i twojej sukienki się zgrały.
- Rzeczywiście. – Oboje się roześmiali. – Ale jeśli chodzi o pracę, to tylko twoja zasługa, bardzo ci dziękuję.
 Kaka machnął ręką.
- Nie ma sprawy, chica. I tak szukali kogoś nowego, bo tamta babka do niczego się nie nadawała. No, prawie do niczego…
- Czyżby moja koleżanka po nocnym fachu? – Spojrzała na niego badawczo.
- Można tak powiedzieć… Co zamawiamy? – Piłkarz ledwo powstrzymał się przed dodaniem, że Julia jest najlepsza w tym ‘nocnym fachu’, ale jednak uznał, że to nieodpowiednie do sytuacji.
 Po długiej pogawędce, Julia zaproponowała pójście do siebie. Była zdziwiona, że Kaka był aż tak rozmowny, więc uznała, iż może się to przełożyć na jakość ich wspólnego pożycia, a ten dzień stanie się jeszcze wspanialszy. Chłopak oczywiście zgodził się bez mrugnięcia okiem. Po dość wyczerpującym treningu, który odbył się rano, zasłużył na chwilę wytchnienia.
***
 Julia westchnęła głęboko i pchnęła drzwi. Niepewnym krokiem podeszłą do recepcji – jej przyszłego miejsca pracy.
- Dzień dobry. Julia Xanez, przyszłam w sprawie pracy.
 Stojąca za blatem młoda dziewczyna, uśmiechnęła się.
- jestem Bonnie, miło mi cię poznać. Cieszę się, że przyszłaś. Usiądź, zaraz wyjaśnię ci dokładnie na czym polegać będzie a praca.
 Bonnie wydawała się być bardzo miłą osobą, a ponad to, wyjaśniła wszystko bardzo prosto i zwięźle. Okazało się, że praca polegać będzie jedynie na odbieraniu telefonów, kierowaniu ludzi w odpowiednie miejsca oraz przekazywaniu poczty przechodzącym zawodnikom. Nie jest fanką piłki nożnej i nie będzie mdlała na widok piłkarzy, więc nie powinno być źle. Ale teraz widywać będzie Kakę prawie codziennie. Oby to niczego nie zmieniło… Nie mogło zmienić. Układ to układ, a żadne słabości nie wchodziły w grę.
***
 Jechał samochodem, a z głośników wydobywała się głośna muzyka. O dziwo, ta jazda sprawiała mu radość i nie chciał dojeżdżać na miejsce. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy i Angel dotarł na stadion. Zaparkował swój samochód na parkingu, po czym ruszył do wejścia. Kiedy otworzył drzwi, od razu rzuciła mu się w oczy twarz nowej kobiety na recepcji. Była dość ładna, lecz widać było, że czuła się odrobinę zagubiona. Angel wzruszył lekko ramionami i podszedł do dziewczyny.
- Dzień dobry – przywitała go z nieśmiałym uśmiechem.
- Dzień dobry. Jest coś do mnie?
- Pana nazwisko?
 Argentyńczyk zamrugał kilkakrotnie.
- Słucham? – zbulwersował się.
 Julia rozejrzała się dookoła z nadzieją, że ktoś przyjdzie jej z pomocą, jednak nikogo innego nie było w pobliżu.
- Jak się pan nazywa? – powiedziała cicho, na co chłopak podniósł ręce w geście bezradności.
- Angel di Maria! – zawołał. – Kobieto, pracujesz na Santiago Bernabeu! Zdajesz sobie sprawę z tego, co to za miejsce? – Nie czekając na odpowiedź, kontynuował. – Lepiej naucz się naszych nazwisk, albo poprzyklejaj sobie podpisane zdjęcia! Ewentualnie zmień miejsce pracy.
 Zdenerwowany brunet wyrwał kopertę z ręki Julii, po czym szybkim krokiem udał się do szatni, pomrukując jeszcze sam do siebie.
 Jakieś dziesięć minut później przyszedł Kaka.
- Jak tam pierwszy dzień pracy? – zapytał.
- Kiepsko. Dostałam ochrzan od niejakiego Angela, bo nie wiedziałam, jak się nazywa – westchnęła.
- Nie przejmuj się.
- Ale tak rzeczywiście nie może być!
- Spokojnie. Już ja coś wymyślę, nie martw się. Za chwilę wejdzie tu Marcelo Vieira. Zapamiętaj i już jednego masz z głowy. – Puścił jej oczko.
- Dzięki. Dużo dla mnie robisz…
- Nie ma problemu. A poza tym, jest coś do mnie? – Kiedy brunetka zaprzeczyła, wzruszył ramionami. – Trudno. najwyraźniej nikt już o mnie nie pamięta. – Zaśmiał się. – O, idzie Marcelo. Ja się zmywam. Do zobaczenia wieczorem, chica.
 Kaka odwrócił się i poszedł tam, gdzie niedawno udał się di Maria.
 Marcelo natomiast, wydawał się być bardzo miłym chłopakiem, a ponad to, jego włosy wydawały się Julii bardzo atrakcyjne i z trudem pohamowała się, żeby ich nie dotknąć.
 Może nie będzie tak źle, jak mogłoby się wydawać – pomyślała i podniosła słuchawkę telefonu, który rozdzwonił się kilka sekund wcześniej.

*chica (hiszp.) – dziewczyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz